Do tej pory oglądałem trzy filmy Trier'a: Melancholię, Tańcząc w ciemnościach i Antychrysta.
Cała trójka ciężka, smutna i przybijająca. Przy czym bardzo fajna oczywiście ;). Stąd nasuwa się pytanie: czy Trier poradził sobie z komedią?
Nie. Nudny, nieśmieszny, mało refleksyjny, słaba akcja, do przewidzenia. Nie jest tak dobijający jak "Przełamując fale" czy "Tańcząc w ciemnościach", ale tamte były jakiieś, dawały do myślenia i akcja naprawdę wciągała. To moja skromna opinia :)
Pytanie tylko czy miał zmuszać do refleksji i odznaczać akcją? No raczej nie.
Do przewidzenia? Oczywiście
Czy nudny? Momentami
Mimo to dobrze mi się ogladało, ot taka zabawa z widzem
Tego filmu jeszcze nie widziałem ale widzę , że nie oglądałeś Dogville , a według mnie to najlepsze dzieło Triera ( choć też ciężkie i przybijające ), więc gorąco polecam :)
Hm..tak mi się pomyślało właśnie, że w tym filmie Trier zrobił sobie niezłe jaja z ludzi, którym zależy na "lubieniu" :)
Dziwna interpretacja. Nie wiem, co rozumiesz przez pojęcie "zależy na lubieniu". Generalnie oglądamy film ciekawi o czym będzie i jednym się podoba, innym nie. Może fajtycznie Trier chciał zaszokoweać, jesli o to Ci chodzi, ale czy ja wiem czy mu to w tym sensie wyszło? Jego filmy są specyficzne więc wprawiony w Triera widz wie mniej więcej czego może się spodziewać. A w tej swojej ekscentrycznej potrzebie szokowania sam Trier za;icza czasem wpadki, czego przykład mieliśmy jakiś czas temu w Cannes. Ja osibiście bardziej preferuję mocną dawkę emocji w której wyrezyserowaniu T. jest naprawdę dobry.
Dość luźne skojarzenie. Jeśli twórca buduje cały film w oparciu o paranoję, wynikającą z tego, że bohater wykreował sobie czarny charakter, na który zwalał niepopularne decyzje, to wydaje mi się, że temu twórcy również nie zależy najbardziej na osiągnięciu "lubienia" :)