Nie wiem, czy to zamierzony efekt, ale aktorstwo prezentowane w "Gertrudzie" po prostu osłabia.
Wydaje mi się, że Dreyerowi bliższe były klimaty kina niemego i era dźwięku, zmieniła jego
bohaterów w "gadające głowy". Zakładam, że teatralność dzieła, w której postacie przypominają
marionetki, odpowiadała wizji reżysera. Szkoda tylko, że wybrał nie najlepszą sztukę.