Żeby nie było, lubię trudne i ciężkie filmy. Lubię surrealistyczna groteskę, lubię symbolikę, lubię
ciężkie i niebanalne klimaty. "Antychryst" bardoz chce być takim filmem, i polega na całej linii.
Początek już jest dziwny. Mamy scenę seksu pod prosznicem wykadrowaną do tego stopnia że
cóż... można by wykreślić atlas anatomii. To obrzydliwe, ale ok, podoba mi się to bo jest to
klimatyczne i dość obiecujące. Później film zaczyna być ciekawy. Zaczyan się jako ciekawa
psychoanaliza. W ogóle film jest bardzo cichy, podoba mi sie fakt że wszystko ograniczono do
dwóch postaci odizolowanych od świata. To naprawde fajny koncept.

A teraz pozwole sobie powiedzieć dlaczego to zostało zrąbane. Zaczyna się jako psychoanaliza i
film zmienia się w ciąg długich, ciagnacych się w nieskończonosć, ujęć, scen które na dłuższą
metę nie prowadzą absolutnie do niczego. Mamy jakieś nawiązania do czarownic. W ogóle to co
śle ten film jest obraźliwe, zwłaszcza dla kobiet. Stawia je w napawde negatywnym świetle.
Czemu? Po co? Co to na do.. czegokolwiek? To zwykły absurd. Kobiety są złe... wszystkie? Nie
sądzę.
Film poza tym... dziwnym przesłaniem, nie ma żadnej innej głębi. Wizualnie film prezentuje się
ładnie, do momentu gdy nie zaczyna się dłużyć... bardzo.
Na koniec mamy sceny gore, Ona zabija jego w masakryczny sposób. Co zabawniejsze, też
rzuca się nam to tak po prostu. Czemu to zrobiła? Bo nie chciał sie z nią przespać noc
wcześniej? To wszystko jest tak dziwne, tak pozbawione większego sensu i po prostu nudne.
Nie jest to dobry film. Ani troche. To nudna historia, z obraźliwym przesłaniem i ciągiem
dłużących się ujęć.